Moja córka poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się jej synem, gdy była w szpitalu: Rodzinne sekrety, które zmieniły wszystko

— Mamo, musisz mi pomóc. — Głos Agaty drżał przez telefon, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. — Lekarz mówi, że muszę zostać w szpitalu na kilka dni. Czy możesz zająć się Antosiem?

Nie pytałam o szczegóły. Zawsze byłam tą, która trzyma rodzinę w ryzach. Zanim się obejrzałam, już pakowałam torbę z rzeczami na kilka dni i dzwoniłam do męża, Marka:

— Marek, jadę do Agaty. Coś się dzieje. Zostanę tam z Antosiem.

— Daj znać, jak będziesz wiedziała coś więcej — odpowiedział krótko. Od lat nasza relacja była poprawna, ale chłodna. Po śmierci mojej mamy Marek zamknął się w sobie, a ja próbowałam utrzymać rodzinę na powierzchni.

Gdy weszłam do mieszkania Agaty, uderzył mnie zapach dziecięcych kosmetyków i… coś jeszcze. Coś niepokojącego. Antoś siedział na dywanie i układał klocki. Podniosłam go na ręce i mocno przytuliłam.

— Babciu, mama płakała — wyszeptał mi do ucha.

Zamarłam. Agata zawsze była silna. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Wieczorem zadzwoniła ze szpitala:

— Mamo, przepraszam, że tak nagle…

— Nie przepraszaj. Najważniejsze, żebyś doszła do siebie. Co się stało?

— To nic poważnego… — zawahała się. — Po prostu muszę odpocząć.

Nie wierzyłam jej. Znałam ją lepiej niż ktokolwiek inny. Ale nie naciskałam.

Pierwsza noc była trudna. Antoś płakał przez sen. W końcu usiadłam przy jego łóżku i pogładziłam go po głowie.

— Babciu… Tata krzyczał na mamę — wymamrotał przez sen.

Zamarłam. Michał zawsze wydawał się spokojny. Pracował jako informatyk, rzadko bywał w domu przed dziewiętnastą. Nigdy nie widziałam ich kłócących się.

Następnego dnia po południu zadzwonił domofon. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Michała. Był blady i roztrzęsiony.

— Dzień dobry pani Zofio… Przyszedłem zobaczyć Antosia.

— Proszę wejść — powiedziałam chłodno.

Antoś rzucił mu się na szyję, ale Michał był jakby nieobecny. Usiadł na kanapie i zaczął mówić:

— Pani Zofio… Ja… Nie wiem, co mam robić. Agata… Ona od dawna jest inna. Zamknęła się w sobie. Nie rozmawia ze mną.

— Michał, czy wy się kłócicie? — zapytałam wprost.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Czasem… Ale to normalne, prawda? Każdy ma problemy.

Nie odpowiedziałam. W głowie kłębiły mi się pytania.

Wieczorem przeglądałam rzeczy Agaty, szukając piżamy dla Antosia. W szufladzie znalazłam kopertę z napisem: „Na czarną godzinę”. W środku były dokumenty: umowa najmu mieszkania i… pozew rozwodowy.

Serce mi zamarło. Dlaczego nic nie powiedziała? Czy aż tak bardzo bała się mojej reakcji?

Następnego dnia zadzwoniła Agata:

— Mamo… Muszę ci coś powiedzieć.

Czekałam w napięciu.

— Ja… Ja nie chcę już być z Michałem. On mnie rani słowami. Ciągle mnie krytykuje, wyśmiewa przy znajomych… Ostatnio nawet podniósł rękę.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

— Dlaczego nic nie mówiłaś?

— Bałam się… Że powiesz: „Wytrzymaj dla dziecka”. Tak jak babcia mówiła tobie.

Zamilkłam. Przypomniały mi się własne łzy sprzed lat i słowa mamy: „Małżeństwo to nie bajka”.

Wieczorem Michał przyszedł po rzeczy Antosia. Był spięty.

— Pani Zofio… Ja naprawdę kocham Agatę. Ale ona… Ona mnie odpycha.

— Michał, jeśli ją kochasz, to pozwól jej odpocząć — powiedziałam stanowczo.

Po jego wyjściu usiadłam przy kuchennym stole i rozpłakałam się jak dziecko. Przez lata myślałam, że jeśli damy dzieciom wszystko — mieszkanie, wsparcie finansowe — będą szczęśliwe. Tymczasem nie zauważyłam ich samotności.

Agata wróciła do domu po tygodniu. Była blada i cicha.

— Mamo… Dziękuję ci za wszystko. Ale muszę zacząć żyć po swojemu.

Przytuliłam ją mocno.

— Zawsze będziesz moją córką. I zawsze możesz na mnie liczyć.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na plac zabaw, gdzie Antoś bawi się z innymi dziećmi. Myślę o tym wszystkim, co przeszłyśmy z Agatą i o tym, ile jeszcze przed nami niewypowiedzianych słów.

Czy naprawdę można ochronić własne dziecko przed błędami dorosłości? A może czasem trzeba pozwolić mu upaść i podnieść się samemu?