Gdy własny syn odbiera ci wszystko – historia zdrady i odrodzenia
– Mamo, podpisz tu, to tylko formalność – powiedział Michał, podając mi długopis i kartkę. Jego głos był spokojny, ale w oczach czaiło się coś, czego nie potrafiłam wtedy nazwać. Może cień niepokoju? Może wyrzut sumienia? Nie wiem. Wtedy byłam przekonana, że mój syn nigdy mnie nie skrzywdzi.
Siedzieliśmy przy kuchennym stole w naszym domu w Radomiu. Domu, który zbudowałam z mężem, domu pełnym wspomnień – śmiechu dzieci, zapachu świeżo pieczonego chleba, cichych rozmów przy herbacie. Michał był moją dumą. Zawsze powtarzałam sąsiadkom: „Mój syn to złoty chłopak. Zawsze pomoże, zawsze pamięta o matce”.
Podpisałam dokumenty bez czytania. Wierzyłam mu. Przecież to mój syn.
Kilka tygodni później przyszło pismo z sądu. „Eksmisja”. Słowo, które rozdarło mnie na pół. Zadzwoniłam do Michała z płaczem:
– Michał, co się dzieje? Przecież obiecałeś…
– Mamo, musiałem… Potrzebuję pieniędzy na firmę. To tylko na chwilę, potem wszystko ci oddam – mówił szybko, jakby chciał uciec od własnych słów.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, próbując zrozumieć, jak to możliwe. Przecież zawsze byłam dobrą matką. Po śmierci męża sama dźwigałam dom, pracowałam w szkole jako woźna, żeby Michał mógł studiować w Warszawie. Nigdy nie żałowałam mu niczego.
Następnego dnia przyszli ludzie z urzędu. Musiałam się wyprowadzić. Zabrałam kilka ubrań, zdjęcia rodzinne i stary album z dzieciństwa Michała. Stałam na klatce schodowej z walizką i patrzyłam na drzwi, za którymi zostało całe moje życie.
Zadzwoniłam do siostry, Haliny. – Przyjedź – powiedziała bez wahania. Zamieszkałam u niej w małym mieszkaniu na blokowisku. Halina była dobra, ale czułam się jak intruz. Jej mąż patrzył na mnie krzywo, dzieci unikały rozmów.
– Dlaczego Michał ci to zrobił? – zapytała pewnego wieczoru Halina.
– Nie wiem… Może go zawiodłam? Może za bardzo go kochałam? – odpowiedziałam przez łzy.
Próbowałam dzwonić do Michała. Nie odbierał. Pisałam SMS-y: „Synku, proszę, odezwij się”. Cisza.
W Radomiu wszyscy wiedzieli o mojej sytuacji. Sąsiadki przestały się odzywać albo patrzyły ze współczuciem. Czułam się jak wyrzutek. Wstydziłam się wyjść do sklepu.
Pewnego dnia spotkałam panią Jadwigę z parteru.
– Pani Zosiu, niech pani się trzyma… Syn to nie wszystko – powiedziała cicho.
Ale dla mnie Michał był wszystkim.
Mijały tygodnie. Halina coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że powinnam znaleźć sobie miejsce gdzie indziej. Zaczęłam szukać pracy – sprzątałam klatki schodowe, pomagałam starszym sąsiadkom w zakupach. Każda złotówka była na wagę złota.
Czasem siadałam wieczorem przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o tym, jak łatwo można stracić wszystko – dom, rodzinę, godność.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Magda – dawna koleżanka ze szkoły.
– Zosiu, słyszałam… Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie na działce. Jest tam mały domek, nie luksusowy, ale ciepły.
Nie miałam wyboru. Spakowałam rzeczy i przeniosłam się na działki pod miastem. Domek był stary, ale przytulny. Sama paliłam w piecu, gotowałam na kuchence gazowej. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam spokój.
Zaczęłam pracować w pobliskim sklepie spożywczym jako pomoc kuchenna. Ludzie byli mili, nikt nie zadawał pytań o przeszłość.
Czasem myślałam o Michale. Czy żałuje? Czy pamięta o matce?
Pewnego dnia przyszedł list od niego:
„Mamo,
Wiem, że cię skrzywdziłem i nie zasługuję na przebaczenie. Firma upadła, zostałem sam. Chciałem dobrze, ale wszystko się zawaliło. Przepraszam.”
Czytałam te słowa wiele razy. Serce mi pękało – z bólu i tęsknoty.
Po kilku tygodniach Michał pojawił się na działce. Stał w drzwiach skulony, jakby bał się wejść.
– Mamo…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go przytulić i jednocześnie krzyczeć z rozpaczy.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam cicho.
– Bałem się… Chciałem ci oddać dom… Ale wszystko wymknęło się spod kontroli…
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam w końcu. – Ale jesteś moim synem…
Michał płakał jak dziecko.
Od tamtej pory widujemy się rzadko. On próbuje poukładać swoje życie na nowo, ja swoje. Czasem rozmawiamy przez telefon – ostrożnie, jakby każde słowo mogło zranić jeszcze bardziej.
Dziś wiem jedno: można stracić wszystko w jednej chwili – dom, rodzinę, poczucie bezpieczeństwa. Ale można też odnaleźć siebie na nowo tam, gdzie najmniej się tego spodziewamy.
Czy wybaczenie jest możliwe? Czy można odbudować zaufanie po takiej zdradzie? Może ktoś z was zna odpowiedź…