Ciężar Torby, Ciężar Słów: Opowieść Alicji z Warszawy
Drzwi się otworzyły, ciężka torba przeszła przez próg, a w powietrzu rozległy się nieoczekiwane dźwięki. Wciągnęłam przez próg ciężką torbę, czując jak każdy jej kilogram wbija mi się w ramię i kręgosłup. Westchnęłam głęboko, próbując zebrać resztki sił po kolejnym dniu w pracy, gdzie szefowa rzucała we mnie zadaniami jakby chciała sprawdzić, ile jeszcze wytrzymam. W tej samej chwili z pokoju dobiegł głos: – Alu, nareszcie! Co smacznego przyniosłaś? I w ogóle, gdzie ty się tak długo włóczysz? Zaraz padnę z głodu!
Nastrój, i tak już nie najlepszy, skurczył się w nieprzyjemny, kolczasty kłębek. No tak, jasne – Krzysiek. Mój mąż, który od kilku miesięcy pracuje zdalnie i coraz rzadziej wychodzi z domu. Kiedyś był pełen energii, teraz coraz częściej widzę go w tej samej pozycji na kanapie, z laptopem na kolanach i wiecznym grymasem niezadowolenia.
– Przepraszam, miałam dziś ciężki dzień – odpowiedziałam cicho, zdejmując buty i próbując nie rozlać zakupów po całym przedpokoju.
– Ciężki dzień? – prychnął Krzysiek. – A ja tu siedzę od rana i nawet nie miałem czasu zrobić sobie obiadu! Myślisz tylko o sobie.
Zacisnęłam zęby. Chciałam odpowiedzieć coś ostrego, ale połknęłam słowa razem ze śliną. Zamiast tego zaczęłam rozpakowywać torbę: mleko, chleb, kilka pomidorów i ser żółty. Wszystko to wydawało się takie zwyczajne, a jednak czułam, jakby każdy produkt ważył tonę.
W kuchni panowała cisza przerywana tylko szelestem foliowych torebek. Krzysiek wszedł za mną i oparł się o framugę drzwi.
– Wiesz, że mama dzwoniła? Pytała, czy przyjdziemy w niedzielę na obiad. Powiedziałem jej, że pewnie znowu będziesz zmęczona.
Poczułam ukłucie w żołądku. Jego matka nigdy mnie nie lubiła. Zawsze powtarzała, że „dzisiejsze dziewczyny nie potrafią zadbać o dom”. Krzysiek nigdy mnie nie bronił.
– Może tym razem pójdziemy razem – powiedziałam ostrożnie.
– Po co? I tak będziesz siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
Zamilkłam. W głowie zaczęły mi się kłębić myśli: „Czy naprawdę jestem taka słaba? Czy naprawdę nic nie znaczę?” Przypomniałam sobie rozmowę z koleżanką z pracy, Magdą. Opowiadała mi ostatnio o swoim rozwodzie i o tym, jak długo bała się zrobić pierwszy krok. „Nie pozwól, żeby ktoś cię zniszczył” – powiedziała wtedy.
Zebrałam się w sobie i postanowiłam przygotować kolację. Kroiłam pomidory tak mocno, że nóż prawie przebił deskę do krojenia. Krzysiek patrzył na mnie spod byka.
– Może byś się uśmiechnęła? – rzucił ironicznie.
– Może byś mi pomógł? – odpowiedziałam szybciej niż zamierzałam.
Zaskoczyło go to. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu.
– Przecież ty zawsze wszystko robisz najlepiej – powiedział w końcu z przekąsem i wyszedł z kuchni.
Usiadłam przy stole i poczułam łzy napływające do oczu. Nie chciałam płakać. Nie teraz. Nie przed nim. Ale łzy same płynęły po policzkach. Zastanawiałam się, kiedy ostatni raz czułam się szczęśliwa w tym domu. Może wtedy, gdy jeszcze planowaliśmy wspólne życie? Gdy marzyliśmy o podróżach, dzieciach i własnym mieszkaniu?
Telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to była moja mama.
– Alicja? Wszystko w porządku?
Chciałam powiedzieć „tak”, ale głos mi się załamał.
– Mamo… ja już nie wiem, co robić…
Mama milczała przez chwilę.
– Kochanie, pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do domu. Nie musisz być silna dla wszystkich. Najważniejsze to być silną dla siebie.
Rozłączyłam się i przez chwilę siedziałam w ciszy. Wtedy do kuchni wszedł Krzysiek.
– Znowu płaczesz? – zapytał zirytowanym tonem.
– Tak – odpowiedziałam szczerze. – Bo mam dość tego wszystkiego. Mam dość bycia niewidzialną.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba pierwszy raz zobaczył we mnie kogoś więcej niż tylko osobę od zakupów i gotowania.
– O czym ty mówisz?
– O nas! O tym, że od miesięcy czuję się jak cień we własnym domu! Że wszystko jest ważniejsze ode mnie: twoja praca, twoja mama, nawet twój komputer!
Krzyknęłam to głośniej niż zamierzałam. Krzysiek cofnął się o krok.
– Przesadzasz…
– Nie! To ty przesadzasz! Myślisz tylko o sobie!
Wybiegłam z kuchni do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku i zaczęłam głęboko oddychać. Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę – powiedziałam to na głos. Nie wiem jeszcze, co zrobię dalej. Może powinnam odejść? Może powinnam zawalczyć o siebie?
Noc była długa i bezsenna. Leżałam patrząc w sufit i rozmyślając nad swoim życiem. Czy naprawdę chcę tak żyć przez kolejne lata? Czy mam odwagę coś zmienić?
Rano Krzysiek wyszedł do pracy bez słowa. W kuchni znalazłam kartkę: „Przepraszam” – nic więcej.
Patrzyłam na nią długo. Może to początek rozmowy? A może tylko kolejny pusty gest?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet codziennie dźwiga takie ciężkie torby – nie tylko z zakupami, ale też ze swoimi emocjami i niespełnionymi marzeniami? Czy znajdziemy kiedyś siłę, żeby je odłożyć? Czy wystarczy odwagi, by zawalczyć o siebie?