Gorzki smak domu: Jak sprzedałam dom, zanim wnuk zdążył mnie wyrzucić
— Babciu, musimy poważnie porozmawiać — głos Filipa był zimny, a jego oczy nie patrzyły na mnie, tylko gdzieś za moje ramię. Siedziałam przy kuchennym stole, dłonie miałam splecione tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a w powietrzu wisiało coś ciężkiego, czego nie potrafiłam nazwać.
— O czym chcesz rozmawiać? — zapytałam cicho, choć przeczuwałam odpowiedź. Filip odchrząknął i spojrzał na mnie z mieszaniną niecierpliwości i… czy to była pogarda?
— Wiesz, babciu, sytuacja jest trudna. Ja z Martą nie mamy gdzie mieszkać. Ty masz ten wielki dom sama. Myśleliśmy… — zawahał się na chwilę — myśleliśmy, że mogłabyś się przenieść do jakiegoś mniejszego mieszkania. My zajęlibyśmy dom.
Zrobiło mi się słabo. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Przecież to był dom mojego życia! Każda cegła nosiła ślady moich rąk, każdy kąt pamiętał śmiech moich dzieci i łzy po śmierci męża. A teraz mój własny wnuk chce mnie stąd wyrzucić?
— Filipie… — głos mi się załamał — przecież to jest mój dom. Twój dziadek go budował własnymi rękami. Tu wychowałam twoją matkę i twojego wujka. Jak możesz…
— Babciu! — przerwał mi ostro. — Nie bądź egoistką! My też mamy prawo do życia. Ty już swoje przeżyłaś.
Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Poczułam się nagle stara, niepotrzebna, zbędna. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i słyszałam w głowie głos Filipa: „Ty już swoje przeżyłaś”.
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej córki, Anny.
— Aniu, czy ty wiedziałaś o planach Filipa? — zapytałam drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Mamo… Filip jest młody, ma swoje potrzeby. Może rzeczywiście powinnaś pomyśleć o czymś mniejszym? Będzie ci łatwiej…
Zrozumiałam wtedy, że jestem sama. Nawet własna córka nie stanęła po mojej stronie. Przez kolejne dni chodziłam jak cień po domu, dotykałam ścian, zdjęć na komodzie, wdychałam zapach starego drewna i kwiatów z ogrodu. Każda rzecz przypominała mi o tym, co stracę.
Ale potem coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat — młodą Zoję, która nie bała się niczego i nikogo. Która walczyła o rodzinę, o dom, o przyszłość dzieci. Czy naprawdę mam pozwolić, żeby teraz zabrano mi wszystko?
Zadzwoniłam do notariusza.
— Chciałabym sprzedać dom — powiedziałam stanowczo.
— Czy jest pani pewna? — zapytał mężczyzna po drugiej stronie.
— Tak. To moja decyzja.
Przez kolejne tygodnie ukrywałam wszystko przed rodziną. Udawałam przed Filipem i Anną, że nic się nie dzieje. W środku jednak gotowałam się ze strachu i bólu. Każda noc była walką z własnym sumieniem: czy postępuję słusznie? Czy nie jestem potworem?
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Ewa z agencji nieruchomości.
— Pani Zojo, mam kupca. Jest bardzo zainteresowany państwa domem.
Serce mi zamarło. To już naprawdę się dzieje.
W dniu podpisania aktu notarialnego ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo mogłam utrzymać długopis. Po wszystkim wyszłam na ulicę i spojrzałam na dom po raz ostatni. Łzy płynęły mi po policzkach.
Wieczorem zadzwonił Filip.
— Babciu! Co ty zrobiłaś?! — krzyczał do słuchawki. — Jak mogłaś?!
— Filipie — odpowiedziałam spokojnie — to był mój dom i moja decyzja.
— Gdzie ty teraz pójdziesz? Co zrobisz? — jego głos był pełen gniewu i niedowierzania.
— Poradzę sobie — powiedziałam cicho i rozłączyłam się.
Przez kilka dni nikt z rodziny się do mnie nie odezwał. Było mi ciężko jak nigdy wcześniej. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było ciasne i skromne, ale moje. Każdego dnia budziłam się ze ściśniętym sercem i poczuciem winy.
Pewnego popołudnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Annę.
— Mamo… przepraszam — powiedziała cicho. — Nie powinnam była cię zostawiać samej z tym wszystkim.
Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo w milczeniu.
Filip nigdy już nie zadzwonił. Słyszałam tylko od sąsiadki, że wyprowadził się z Martą do innego miasta.
Często wracam myślami do tamtych dni. Czy postąpiłam dobrze? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Może gdybym była bardziej uległa, rodzina byłaby szczęśliwsza? Ale wtedy przypominam sobie słowa Filipa: „Ty już swoje przeżyłaś”.
A ja pytam siebie: czy naprawdę starsi ludzie mają tylko czekać na śmierć w kącie? Czy dom to tylko cegły i tynk – czy może jednak coś więcej?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Jak byście postąpili na moim miejscu?