Między dwoma stołami: Historia o miłości, jedzeniu i rodzinnych sekretach

– Znowu zupa za słona, Anka. Ile razy mam ci mówić, żebyś nie przesadzała z przyprawami? – Tomek rzucił łyżkę na talerz z takim impetem, że aż podskoczyłam na krześle.

Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Ale nie. Zacisnęłam zęby i spojrzałam mu prosto w oczy. – Może sam sobie ugotuj, skoro jesteś taki wybredny – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Tomek tylko prychnął i wyszedł z kuchni. Zostałam sama przy stole, patrząc na parującą jeszcze zupę. Przysięgam, próbowałam jej przed podaniem. Była w porządku. Może nie tak jak u jego mamy, ale przecież nie jestem jego matką.

To powtarzało się od miesięcy. Każdy obiad był testem, każda kolacja – polem bitwy. Czasem miałam wrażenie, że Tomek specjalnie szukał dziury w całym. A potem przychodziła niedziela i wizyta u teściowej.

– Aniu, nakładaj sobie, nie krępuj się! – wołała pani Halina, a Tomek już siedział przy stole i ładował na talerz drugą porcję schabowego z ziemniakami i mizerią.

– Mamo, jak ty to robisz, że wszystko ci tak smakuje? – pytał z zachwytem w głosie.

Patrzyłam na niego i czułam, jak narasta we mnie żal. Dlaczego u niej potrafi jeść wszystko bez słowa skargi, a w domu wybrzydza jak rozkapryszone dziecko?

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.

– Tomek, powiedz mi szczerze: co jest ze mną nie tak? Dlaczego u mamy jesz wszystko, a u mnie zawsze coś ci nie pasuje?

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz usłyszał to pytanie.

– Bo u mamy to… no wiesz… inaczej smakuje. Ty gotujesz po swojemu.

– Ale przecież gotuję według jej przepisów! Sama mi je dała! – głos mi się załamał.

Tomek wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania telefonu. Poczułam się niewidzialna.

Zaczęłam się zastanawiać: może faktycznie coś robię źle? Może nie jestem wystarczająco dobra? Próbowałam wszystkiego – nowych przepisów, starych przepisów, gotowania razem z teściową przez telefon. Nic nie pomagało.

W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, wymagała ode mnie coraz więcej. Często zostawałam po godzinach, żeby nadrobić zaległości. Wracałam do domu zmęczona i marzyłam tylko o tym, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział: „Dobra robota”. Zamiast tego słyszałam: „Znowu makaron rozgotowany” albo „Dlaczego nie ma kompotu?”.

Moja mama próbowała mnie pocieszać przez telefon:
– Aniu, nie przejmuj się. Faceci tacy są. Musisz być twarda.
Ale ja już nie miałam siły być twarda.

Wszystko zmieniło się pewnego sobotniego popołudnia. Tomek wrócił od mamy wyjątkowo wcześnie i był wyraźnie podenerwowany.

– Coś się stało? – zapytałam ostrożnie.
– Mama się obraziła – burknął.
– Na ciebie?
– Na nas oboje. Powiedziała, że za rzadko ją odwiedzamy i że chyba już jej nie kochamy.

Poczułam ukłucie winy, ale też… ulgę? Może teraz Tomek zobaczy, jak trudno jest wszystkim dogodzić.

Wieczorem zadzwoniła teściowa. Odebrałam niechętnie.
– Aniu, musimy porozmawiać – zaczęła bez zbędnych uprzejmości. – Tomek jest ostatnio jakiś inny. Czy wy się kłócicie?
– Nie… To znaczy… Czasem się sprzeczamy o drobiazgi – przyznałam.
– On zawsze był wybredny. Nawet jak był mały, potrafił płakać godzinami, bo ziemniaki były za twarde – westchnęła pani Halina. – Ale ja go rozumiem. On po prostu tęskni za domem.

Zamurowało mnie. Czyli to o to chodzi? Tęsknota za domem? A ja całe życie próbuję dorównać ideałowi matki…

Następnego dnia postanowiłam zrobić coś inaczej. Zamiast gotować obiad według przepisu teściowej, przygotowałam swoje ulubione danie z dzieciństwa – pierogi z serem i cynamonem.

– Co to jest? – zapytał Tomek podejrzliwie.
– Moje ulubione pierogi z dzieciństwa. Spróbuj.
Usiadł do stołu niechętnie, ale po pierwszym kęsie spojrzał na mnie zdziwiony.
– Dobre… inne niż u mamy, ale dobre.
Poczułam łzy w oczach. Po raz pierwszy od dawna usłyszałam coś pozytywnego.

Wieczorem zadzwoniła moja mama:
– I jak tam?
– Lepiej – odpowiedziałam szczerze. – Zrobiłam coś po swojemu i chyba pierwszy raz mu smakowało.
– No widzisz! Musisz być sobą, Aniu. Nie kopiuj nikogo.

Ale to nie był koniec problemów. Kilka dni później znalazłam w telefonie Tomka wiadomość od jego mamy: „Nie pozwól Ani zmieniać twoich przyzwyczajeń. Pamiętaj, kto cię wychował”.
Serce mi zamarło. Czyli ona naprawdę nie chce mnie zaakceptować?

Wieczorem wybuchła kłótnia:
– Dlaczego twoja mama pisze takie rzeczy? – zapytałam ze łzami w oczach.
Tomek spojrzał na mnie zaskoczony:
– O co ci chodzi?
Podałam mu telefon.
Przeczytał wiadomość i tylko wzruszył ramionami:
– Ona się martwi o mnie. Nie przejmuj się tym.
Ale ja już nie mogłam tego zignorować.

Zaczęliśmy się coraz częściej kłócić. O jedzenie, o wizyty u teściowej, o wszystko. Czułam się coraz bardziej samotna we własnym domu.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę Tomka przez telefon:
– Mamo, daj spokój! Ania się stara! Nie możesz ciągle jej krytykować!
Zatrzymałam się w przedpokoju i poczułam ulgę. Może jednak coś do niego dociera?

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.
– Przepraszam cię – powiedział Tomek cicho. – Wiem, że byłem dla ciebie niesprawiedliwy. Po prostu… sam nie wiem dlaczego tak robiłem.
Popatrzyłam na niego długo:
– Chciałabym być dla ciebie ważna tak samo jak twoja mama.
Tomek złapał mnie za rękę:
– Jesteś dla mnie najważniejsza. Tylko czasem trudno mi to okazać.

Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej o naszych uczuciach i potrzebach. Nie było łatwo – stare nawyki wracały, a teściowa nadal próbowała ingerować w nasze życie. Ale powoli budowaliśmy coś własnego: nasze smaki, nasze tradycje, naszą rodzinę.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przeżywa podobne rozterki? Ile z nas próbuje dorównać ideałom innych zamiast być sobą? Czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a oczekiwaniami rodziny?