Mój mąż zapomniał o nas dla rodziny swojego zmarłego brata
– Znowu wychodzisz? – zapytałam, patrząc na Piotra, który nerwowo szukał kluczy w przedpokoju.
Nie odpowiedział od razu. Widziałam, jak jego ramiona napinają się pod cienką koszulą. – Muszę zawieźć Magdę do lekarza. Mała znowu gorączkuje – rzucił przez ramię, nawet na mnie nie patrząc.
– A nasza Zosia? Dziś ma przedstawienie w przedszkolu. Obiecałeś, że pójdziesz – przypomniałam cicho, czując jak głos mi drży.
Piotr westchnął ciężko. – Przecież wiesz, jaka jest sytuacja. Magda sama sobie nie poradzi. Oni mnie potrzebują.
Zatrzasnął drzwi zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Zostałam w pustym mieszkaniu, z Zosią i Antkiem, którzy patrzyli na mnie pytająco. Jak mam im wytłumaczyć, że tata znowu wybrał kogoś innego?
Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy zwyczajną rodziną. Piotr pracował jako informatyk w dużej firmie w Warszawie, ja prowadziłam mały sklepik z rękodziełem. Nasze życie było przewidywalne, czasem nudne, ale pełne ciepła. Wszystko zmieniło się tamtego listopadowego wieczoru, kiedy zadzwoniła Magda – żona młodszego brata Piotra, Marcina.
– Marcin nie żyje – wyszeptała do słuchawki. – Wypadek samochodowy. Nie wiem, co robić…
Piotr wybiegł wtedy z domu jak opętany. Przez kolejne dni był tylko cieniem człowieka. Nie spał, nie jadł, nie rozmawiał ze mną ani z dziećmi. Cały czas spędzał u Magdy, pomagając jej ogarnąć pogrzeb, papiery, dzieci. Myślałam, że to minie – przecież żałoba musi mieć swój czas.
Ale tygodnie zamieniły się w miesiące. Piotr coraz rzadziej bywał w domu. Jeśli już wracał, to tylko po czyste ubrania albo żeby przespać się kilka godzin na kanapie. Zosia zaczęła pytać: – Mamo, czy tata nas już nie kocha?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Piotrem poważnie. Czekałam na niego do późna. Gdy wszedł do domu, wyglądał na wykończonego.
– Musimy pogadać – powiedziałam stanowczo.
– Teraz? Jestem zmęczony…
– Teraz – przerwałam mu. – Piotrze, co się z nami dzieje? Zostawiłeś nas dla Magdy i jej dzieci. Rozumiem, że im ciężko, ale my też cię potrzebujemy.
Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Ty nic nie rozumiesz! Marcin był moim bratem! Zawsze sobie pomagaliśmy! Jak mam zostawić Magdę samą?
– Ale zostawiłeś nas…
Wybuchnął: – Ty jesteś dorosła! Dasz sobie radę! Magda została sama z dwójką dzieci!
Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
– A nasze dzieci? One też zostały same…
Piotr odwrócił wzrok. – Nie rozumiesz…
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Ja zamknęłam się w sobie, on coraz bardziej znikał z naszego życia. Zaczęły się plotki wśród sąsiadów: „Piotr pewnie ma romans z Magdą”, „Zostawi rodzinę dla wdowy po bracie”. Bolało mnie to podwójnie – nie tylko traciłam męża, ale też poczucie bezpieczeństwa i godność.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie mama:
– Aniu, musisz coś zrobić. Dzieci są coraz bardziej przygaszone. Zosia płacze przed snem…
– Co mam zrobić? – zapytałam bezradnie. – Przecież nie mogę go zmusić do powrotu.
Mama milczała przez chwilę. – Może powinnaś porozmawiać z Magdą?
Nie chciałam tego robić. Bałam się konfrontacji i tego, co mogę usłyszeć. Ale wiedziałam, że muszę spróbować.
Pojechałam do Magdy następnego dnia rano. Otworzyła mi drzwi blada i zmęczona.
– Cześć Aniu…
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
Usiadłyśmy w kuchni przy zimnej herbacie.
– Magda… Ja wiem, że jest ci ciężko. Ale Piotr coraz bardziej oddala się od naszej rodziny. Moje dzieci cierpią…
Magda spuściła wzrok.
– Aniu… Ja nigdy nie chciałam zabierać ci Piotra. On sam tu przychodzi. Czasem mam wrażenie, że to jego sposób na poradzenie sobie ze stratą Marcina…
Zamilkłyśmy obie. W tej ciszy było więcej bólu niż w jakichkolwiek słowach.
Wróciłam do domu jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej. Próbowałam rozmawiać z Piotrem wielokrotnie, ale on zamykał się coraz bardziej w swoim świecie pomocy i poświęcenia dla rodziny brata.
W końcu przyszedł dzień, kiedy Zosia zachorowała poważnie na zapalenie płuc. Spędziłyśmy kilka dni w szpitalu. Piotr odwiedził nas tylko raz – przyniósł zabawkę i szybko wyszedł tłumacząc się obowiązkami u Magdy.
To był moment przełomowy. Poczułam wtedy ogromną samotność i żal. Wiedziałam już, że nie mogę dłużej żyć w zawieszeniu między nadzieją a rozpaczą.
Po powrocie ze szpitala spakowałam walizkę Piotra i postawiłam ją przy drzwiach.
Kiedy wrócił wieczorem, spojrzał na mnie zdziwiony.
– Co to ma znaczyć?
– Musisz wybrać – powiedziałam spokojnie. – Albo wracasz do nas i próbujemy wszystko naprawić razem… Albo idziesz swoją drogą.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. W końcu podszedł do walizki i usiadł obok niej na podłodze.
– Nie wiem, czy potrafię was zostawić… Ale nie umiem też przestać pomagać Magdzie…
Poczułam łzy napływające do oczu.
– Piotrze… My też potrzebujemy twojej obecności i miłości. Jeśli tego nie rozumiesz… To może rzeczywiście powinieneś odejść.
Nie spałam tej nocy ani minuty. Rano Piotr zabrał walizkę i wyszedł bez słowa.
Minęły dwa tygodnie ciszy i pustki w domu. Dzieci pytały o tatę coraz rzadziej. Ja nauczyłam się radzić sobie sama – choć każdego dnia bolało mnie serce.
Pewnego dnia Piotr zadzwonił:
– Aniu… Chciałbym wrócić do domu. Zrozumiałem wiele rzeczy… Przepraszam cię za wszystko.
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam już, że powrót nie będzie łatwy ani oczywisty.
Dziś jesteśmy razem, ale nasze życie nigdy nie będzie już takie samo jak dawniej. Nadal uczymy się rozmawiać o tym, co nas boli i czego nam brakuje.
Czasem patrzę na Piotra i zastanawiam się: czy można naprawdę przebaczyć zdradę emocjonalną? Czy rodzina może przetrwać wszystko? Co wy byście zrobili na moim miejscu?