Po latach samotności spotkałam go znowu. Czy można wybaczyć zdradę sprzed dekad?

Miałam nie przychodzić. Naprawdę. Siedziałam na brzegu łóżka, patrząc na sukienkę powieszoną na drzwiach szafy, i powtarzałam sobie: „Nie musisz tam iść, nikt nie zauważy twojej nieobecności”. Ale potem przypomniałam sobie kartkę od Basi – ręcznie napisaną, z tym jej charakterystycznym, lekko pochylonym pismem. „Naprawdę chcę, żebyś była” – napisała. I coś we mnie pękło. Po tylu latach samotności pomyślałam: może to jest ten moment, żeby wyjść z cienia.

W kościele wszystkie miejsca były już zajęte. Usiadłam na końcu, obok dzieciaków z aparatem, którzy szeptali między sobą i śmiali się z czegoś, czego nie rozumiałam. Czułam się jak duch – obecna, ale niewidzialna. Przez chwilę nawet żałowałam, że przyszłam. Ale potem zobaczyłam Basię – jej uśmiech, łzy wzruszenia w oczach, kiedy prowadziła córkę do ołtarza. I poczułam coś na kształt ciepła.

Po ceremonii przeszliśmy do sali weselnej. Zajęłam miejsce przy stole na uboczu, licząc, że nikt mnie nie zauważy. Wtedy go zobaczyłam. Siedział przy stole obok, rozmawiał z jakąś kobietą – może żoną, może siostrą. Andrzej. Ten Andrzej, który w 1987 roku po prostu przestał się odzywać. Bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania. Zniknął z mojego życia tak nagle, jak się w nim pojawił.

Serce zaczęło mi walić jak szalone. Próbowałam odwrócić wzrok, ale on mnie zauważył. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy – wystarczająco długo, żebym poczuła ból sprzed lat.

Przez całą kolację unikałam jego wzroku. Rozmawiałam z sąsiadką z prawej strony o pogodzie i o tym, jak szybko dorastają dzieci. Ale w głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”.

W pewnym momencie Andrzej podszedł do mnie.

– Cześć, Aniu – powiedział cicho.

Zamarłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez chwilę miałam ochotę udawać, że go nie znam.

– Cześć – wydusiłam w końcu.

– Mogę usiąść?

Wzruszyłam ramionami. Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy.

– Wiem, że to nie jest miejsce ani czas… – zaczął.

– Masz rację – przerwałam mu ostro.

Spojrzał na mnie z bólem w oczach.

– Chciałem tylko powiedzieć… Przeprosić. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale…

– Dlaczego? – zapytałam nagle. – Dlaczego po prostu zniknąłeś?

Zacisnął dłonie na kolanach.

– Bałem się. Byłem głupi i tchórzliwy. Dostałem propozycję pracy w Gdańsku, wszystko działo się tak szybko… Myślałem, że będzie łatwiej po prostu odejść bez słowa niż tłumaczyć się ze swoich decyzji.

Poczułam wściekłość i smutek jednocześnie.

– Wiesz, ile nocy przepłakałam przez ciebie? Ile razy zastanawiałam się, co zrobiłam źle?

Andrzej spuścił głowę.

– Przepraszam – powtórzył tylko.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. W tle grała orkiestra weselna, ktoś śmiał się głośno przy sąsiednim stole. Czułam się jakby świat wokół mnie toczył się dalej, a ja utknęłam w miejscu.

Po chwili Andrzej wstał.

– Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała porozmawiać… – wyjął kartkę z numerem telefonu i położył ją przede mną.

Patrzyłam na nią przez długi czas. Potem schowałam ją do torebki.

Reszta wesela minęła mi jak we śnie. Tańczyłam z Basią, rozmawiałam z jej córką o studiach za granicą i o tym, jak trudno znaleźć swoje miejsce na świecie. Ale cały czas czułam ciężar tej rozmowy z Andrzejem.

Wróciłam do domu późno w nocy. Usiadłam przy kuchennym stole i wyjęłam kartkę z numerem telefonu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić. Czy można wybaczyć zdradę sprzed tylu lat? Czy warto rozdrapywać stare rany?

Następnego dnia zadzwoniła Basia.

– Jak się bawiłaś? – zapytała radośnie.

– Dziękuję za zaproszenie – odpowiedziałam cicho. – To był ważny wieczór.

– Widziałam, że rozmawiałaś z Andrzejem…

Zamilkłam na chwilę.

– Tak…

– Wiesz… On przez lata żałował tego, co zrobił. Ale nie wiedział jak wrócić.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Może czasem trzeba zamknąć przeszłość – powiedziałam tylko.

Wieczorem długo patrzyłam w okno na światła miasta. Zastanawiałam się: czy samotność to wybór? Czy można jeszcze zaufać komuś po tylu latach? A może lepiej już nigdy nie wracać do tego, co bolało najbardziej?

Może wy mi powiecie: czy warto dać komuś drugą szansę po tylu latach? Czy lepiej zostawić przeszłość za sobą i zacząć żyć na nowo?