Pod jednym dachem: Historia siostrzanej miłości i zdrady, która rozdarła moją rodzinę

– Jak możesz mi to robić, mamo? – mój głos drżał, gdy patrzyłam na nią przez łzy. W kuchni pachniało jeszcze świeżo parzoną kawą, ale atmosfera była ciężka jak nigdy dotąd. Mama stała przy oknie, zaciśnięte usta i wzrok wbity gdzieś daleko za szybą. Kinga, moja młodsza siostra, siedziała przy stole z opuszczoną głową, bawiąc się nerwowo łyżeczką.

– Marto, nie zaczynaj znowu – westchnęła mama. – Wiesz dobrze, że Kinga ma trudniej. Sama sobie nie poradzi.

Zacisnęłam pięści. „Trudniej?” Kinga zawsze miała łatwiej. To ja byłam tą odpowiedzialną, tą, która pomagała w domu, opiekowała się babcią, kiedy mama pracowała na dwie zmiany. To ja zrezygnowałam ze studiów w Warszawie, żeby zostać w Krakowie i być bliżej rodziny. Ale kiedy przyszło do podziału majątku po dziadku, mama bez wahania zdecydowała: pieniądze pójdą na wkład własny dla Kingi. Ja dostałam tylko uścisk i słowa: „Ty sobie poradzisz”.

Wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. W głowie dudniły mi słowa mamy. „Ty sobie poradzisz”. Czy to znaczyło, że nie zasługuję na wsparcie? Że moje potrzeby są mniej ważne? Przez lata tłumiłam w sobie żal, bo przecież rodzina jest najważniejsza. Ale teraz czułam się zdradzona przez własną matkę.

Wieczorem usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Marta? – Kinga weszła niepewnie do pokoju. – Możemy pogadać?

Odwróciłam się do niej plecami.

– Nie wiem, czy jest o czym.

– Proszę cię… – usiadła na brzegu łóżka. – Ja tego nie chciałam. Mama sama zaproponowała.

– Ale nie odmówiłaś – przerwałam jej ostro. – Nawet nie zapytałaś, co ja o tym sądzę.

Kinga spuściła wzrok.

– Bałam się… Zawsze byłaś silniejsza ode mnie. Myślałam, że ci to nie zrobi różnicy.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Czy naprawdę wszyscy wokół uważali, że jestem niezniszczalna? Że mogę dźwigać wszystko sama?

Następne tygodnie były koszmarem. W domu panowała cisza przerywana tylko krótkimi, wymuszonymi rozmowami o zakupach czy rachunkach. Mama unikała mojego wzroku, a Kinga coraz częściej nocowała u swojego chłopaka. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zastałam mamę płaczącą w kuchni.

– Mamo? Co się stało?

Spojrzała na mnie z rozmazanym makijażem.

– Nie chciałam was skrzywdzić… Myślałam, że robię dobrze…

Usiadłam obok niej i po raz pierwszy od dawna poczułam współczucie zamiast gniewu.

– Dlaczego zawsze wybierasz Kingę? – zapytałam cicho.

Mama długo milczała.

– Bo ona jest taka delikatna… Bałam się, że sobie nie poradzi. Ty zawsze byłaś silna, Marta. Może za bardzo cię obciążyłam…

Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam jej wybaczyć, ale nie potrafiłam zapomnieć tego uczucia niesprawiedliwości.

Kilka dni później Kinga przyszła do mnie z kluczami w ręku.

– Przeprowadzam się – powiedziała cicho. – Chciałabym, żebyśmy się pogodziły…

Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. Widziałam w jej oczach strach i żal. Wiedziałam, że jeśli teraz jej nie wybaczę, nasza relacja może już nigdy się nie odbudować.

Ale czy potrafię wymazać z pamięci to uczucie bycia gorszą? Czy mogę dalej żyć pod jednym dachem z matką, która wybrała jedną córkę kosztem drugiej?

Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Kinga mieszka już sama, a ja coraz częściej myślę o wyprowadzce. Mama próbuje naprawić nasze relacje, ale między nami wciąż jest mur niewypowiedzianych słów i starych żalów.

Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest najważniejsza? A może czasem trzeba odejść, żeby odnaleźć siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?