Pomóżcie! Moja córka chce, żebym wychowała jej syna na stałe

– Mamo, nie mam już siły. Musisz mi pomóc. Musisz wziąć Kubę do siebie… na stałe.

Słowa Agnieszki rozbrzmiewają w mojej głowie jak echo. Siedzimy przy kuchennym stole, a ona trzyma w rękach kubek z herbatą, który drży tak bardzo, że aż boję się, że zaraz się rozbije. Patrzę na nią – moją córkę, którą wychowywałam sama po śmierci jej ojca. Zawsze była silna, uparta, ale teraz widzę tylko cień tej dziewczyny. Jej oczy są czerwone od płaczu.

– Aga… przecież wiesz, że ci pomagam. Ale na stałe? – pytam cicho, boję się podnieść głos, żeby nie wybuchnąć.

– Nie dam rady, mamo. Praca mnie wykańcza, z Marcinem się rozstaliśmy, a Kuba… On mnie nie słucha. W szkole same problemy. Ja już nie wiem, co robić – mówi i zaczyna płakać.

Czuję, jak ściska mnie w gardle. Przecież to mój wnuk. Kocham go nad życie. Ale mam 56 lat, ledwo wiążę koniec z końcem na emeryturze po pracy w szkole. Marzyłam o spokojnych wieczorach z książką, o wycieczkach rowerowych z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Czy to już koniec moich marzeń?

– Mamo… proszę cię – Agnieszka łapie mnie za rękę. – On ciebie słucha. Ty umiesz do niego dotrzeć.

Wiem, że Kuba jest trudny. Ma 12 lat i od rozwodu rodziców coraz częściej zamyka się w sobie albo wybucha złością. W szkole miał już dwie rozmowy z pedagogiem za bójki. Ostatnio przyłapałam go na podkradaniu pieniędzy z mojej torebki.

– A co będzie z tobą? – pytam Agnieszkę. – Chcesz go oddać? Jakby był… nie wiem… problemem do rozwiązania?

– Nie! – krzyczy i odsuwa się ode mnie. – Po prostu… ja już nie umiem być matką. Może ty będziesz lepsza.

Cisza między nami jest ciężka jak ołów. Przypominam sobie własne dzieciństwo – matka alkoholiczka, ojciec wiecznie nieobecny. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie zostawię swojego dziecka samego. A teraz moja córka prosi mnie o to samo wobec swojego syna.

Wieczorem długo nie mogę zasnąć. Leżę w łóżku i słyszę przez ścianę ciche szlochanie Agnieszki w pokoju gościnnym. Kuba śpi u mnie od tygodnia – miał być tylko na chwilę, bo Agnieszka musiała „odpocząć”. Ale widzę, że ona już nie wraca do siebie.

Następnego dnia rano robię śniadanie dla Kuby.

– Babciu, a mama już poszła? – pyta cicho.

– Tak, kochanie. Ale wróci wieczorem – kłamię bez mrugnięcia okiem.

Kuba je kanapkę i patrzy przez okno na podwórko. Wiem, że tęskni za matką, choć nigdy tego nie powie.

Po południu dzwoni do mnie moja siostra, Basia.

– Mariola, ty chyba zwariowałaś! Chcesz sobie na stare lata dziecko na głowę brać? Przecież sama ledwo zipiesz!

– Basia… to mój wnuk.

– A Agnieszka? Co ona sobie myśli? Że ty jej wszystko załatwisz? Zawsze była egoistką!

Nie chcę słuchać tych słów, ale wiem, że Basia ma trochę racji. Zawsze byłam tą „silną”, która wszystko bierze na siebie.

Wieczorem próbuję porozmawiać z Agnieszką jeszcze raz.

– Aga… może spróbujemy razem? Może pójdziemy do psychologa rodzinnego?

– Nie chcę żadnych psychologów! – krzyczy i trzaska drzwiami.

Czuję się bezradna jak nigdy dotąd. Chciałabym ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiem, że ona tego nie chce słyszeć.

Mijają tygodnie. Kuba coraz bardziej przyzwyczaja się do życia ze mną. Zaczyna pomagać w domu, czasem nawet się uśmiecha. Ale wciąż ma napady złości – ostatnio rzucił talerzem o ścianę po kłótni ze mną o komputer.

– Babciu, czemu mama mnie nie chce? – pyta pewnego wieczoru.

Serce mi pęka.

– To nie tak, kochanie… Mama cię bardzo kocha. Po prostu jest jej teraz bardzo trudno.

Nie wiem, czy on mi wierzy.

W pracy w szkole spotykam dawną koleżankę, panią Grażynę z poradni psychologicznej.

– Mariola… musisz zadbać też o siebie. Jeśli zdecydujesz się wychować Kubę, to twoje życie się zmieni na zawsze.

Wiem o tym aż za dobrze.

Pewnego dnia Agnieszka znika na dwa dni bez słowa. Dzwonię do niej setki razy – nie odbiera. Kuba zaczyna się jąkać ze stresu. W końcu wraca – blada, roztrzęsiona.

– Przepraszam… Nie mogłam… Musiałam wyjechać…

Nie pytam gdzie była. Widzę w jej oczach pustkę i rezygnację.

Wieczorem siadam sama przy stole i płaczę jak dziecko. Czuję się zdradzona przez własne życie. Czy naprawdę muszę poświęcić resztę swoich dni dla wnuka? Czy mam prawo odmówić?

Piszę list do Agnieszki:
„Aga,
Nie wiem już co robić. Kocham Kubę i ciebie też kocham. Ale jestem zmęczona i boję się, że nie dam rady być dla niego dobrą babcią i matką jednocześnie. Proszę cię – spróbujmy razem znaleźć pomoc.”

Odpowiada mi tylko krótkim SMS-em: „Nie potrafię.”

Kuba coraz częściej mówi do mnie „mamo”. Za każdym razem czuję ukłucie w sercu.

Pewnego dnia dzwoni do mnie wychowawczyni Kuby:

– Pani Mariolo, Kuba bardzo się zmienił odkąd mieszka u pani. Jest spokojniejszy, lepiej się uczy…

Czuję dumę i smutek jednocześnie.

W sklepie spotykam sąsiadkę:
– No proszę! Babcia-matka! Takie czasy…
Czuję się oceniana przez wszystkich wokół.

Wieczorem patrzę na śpiącego Kubę i myślę: czy naprawdę mogę być dla niego wszystkim? Czy mam prawo żądać od życia jeszcze czegoś dla siebie?

Czy któraś z was była kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradziłyście sobie z takim wyborem? Czy można być dobrą babcią i matką jednocześnie?