„Zdrada, o której dowiedziałam się za późno. Historia matki, która poświęciła wszystko dla rodziny”

— Mamo, nie dzwoń teraz, tata jest zajęty — usłyszałam w słuchawce głos mojego młodszego syna, Kacpra. Była sobota wieczór, siedziałam sama w wynajętym pokoju w Hanowerze, patrząc na zdjęcie rodziny, które zawsze trzymałam przy łóżku. Znowu poczułam to ukłucie w sercu — tęsknotę, która nie dawała mi spać od miesięcy. Pracowałam tu już trzeci rok, sprzątając domy Niemców, by móc wysłać pieniądze do Polski. Wszystko dla nich: dla męża, Marka, i naszych dwóch synów.

Ale tego wieczoru coś się we mnie złamało. Kacper był opryskliwy, jakby chciał się mnie jak najszybciej pozbyć. Zawsze był czuły, a teraz… coś było nie tak. Zadzwoniłam więc do starszego syna, Pawła. Odebrał po kilku sygnałach.

— Cześć, mamo. Co tam? — zapytał bez entuzjazmu.
— Paweł, co się dzieje w domu? Czemu tata nie chce ze mną rozmawiać?
— Jest zmęczony po pracy… — odpowiedział szybko.

Wiedziałam, że kłamie. Marek nigdy nie był pracusiem. To ja ciągnęłam dom od lat. On miał swoje drobne fuchy i wieczne pretensje do świata. Ale kochałam go — przynajmniej tak mi się wydawało.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zosia.
— Pani Aniu… ja nie wiem, czy powinnam… Ale widziałam Marka z jakąś kobietą. Już nie pierwszy raz. Oni… wyglądali na bardzo bliskich sobie.

Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież to niemożliwe! Marek? Mój Marek?

Zadzwoniłam do niego natychmiast. Nie odebrał. Napisałam wiadomość: „Musimy porozmawiać”. Odpisał dopiero po kilku godzinach: „Jestem zajęty. Pogadamy jutro”.

Całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie miałam tysiące myśli: Może to pomyłka? Może pani Zosia przesadza? Ale przecież synowie też coś ukrywają…

Następnego dnia zadzwoniłam do Kacpra jeszcze raz.
— Synku, powiedz mi prawdę. Co się dzieje z tatą?
Cisza.
— Kacper?
— Mamo… nie mogę mówić — wyszeptał i rozłączył się.

Wtedy już wiedziałam. Oni wszyscy wiedzieli. Tylko ja byłam ślepa.

Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Markiem. Unikał mnie jak ognia. Wysyłał krótkie smsy o rachunkach i zakupach dla chłopców. Ani słowa o nas.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Klientka, pani Müller, zapytała któregoś dnia:
— Anna, wszystko w porządku?
— Tak… tylko tęsknię za rodziną — odpowiedziałam wymijająco.

Ale nie mogłam już dłużej udawać. W końcu poprosiłam o kilka dni wolnego i kupiłam bilet do Polski. Nie uprzedzałam nikogo o swoim przyjeździe.

Weszłam do naszego mieszkania późnym wieczorem. W salonie paliło się światło. Usłyszałam śmiech — kobiecy śmiech. Zamarłam w progu.

— Marek, przestań! — powiedziała jakaś kobieta.
— Cicho, dzieci są w domu — odpowiedział mój mąż.

Weszłam do środka. Oni stali przy kuchennym stole, trzymali się za ręce. Kobieta była młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat, ładna, zadbana.

— Co tu się dzieje?! — krzyknęłam.
Marek puścił jej dłoń i spojrzał na mnie jak na ducha.
— Anka… ty tu…
Kobieta wybiegła z kuchni bez słowa.

Chłopcy stali na schodach, bladzi jak ściana.
— Wiedzieliście o tym? — zapytałam drżącym głosem.
Paweł spuścił wzrok.
— Mamo… tata powiedział, że tak będzie lepiej…
— Lepiej?! Dla kogo?!

Wybiegłam z mieszkania i długo chodziłam po osiedlu bez celu. Czułam się jak ktoś obcy we własnym życiu.

Następnego dnia Marek próbował ze mną rozmawiać.
— Anka… to nie tak miało być… Ty wyjechałaś, a ja zostałem sam…
— Sam?! Z dwoma synami i kochanką?!
Nie odpowiedział.

Chłopcy unikali mnie przez kolejne dni. Widziałam w ich oczach wstyd i strach. Próbowałam z nimi rozmawiać:
— Dlaczego mi nie powiedzieliście?
Kacper płakał:
— Bałem się… Tata mówił, że jak powiem, to cię stracimy na zawsze…

Wtedy zrozumiałam: wszyscy byliśmy ofiarami tej sytuacji. Ja — bo chciałam dać im wszystko kosztem siebie; oni — bo zostali postawieni przed wyborem między matką a ojcem; Marek — bo nie potrafił być lojalny wobec rodziny.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Rozmawiałam z psychologiem, szukałam wsparcia u przyjaciółek z Hanoweru i sąsiadek w Polsce. Chciałam wybaczyć synom — byli tylko dziećmi wplątanymi w dorosłe sprawy.

Ale do dziś boli mnie ich milczenie i zdrada Marka. Czasem patrzę na stare zdjęcia i pytam siebie: czy naprawdę warto było poświęcić wszystko dla rodziny? Czy można odbudować zaufanie po takim upokorzeniu?

Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak poradziliście sobie z bólem zdrady i rozczarowania najbliższymi? Czy można jeszcze uwierzyć w ludzi?