Zimna noc, gorące łzy: Jak zdrada męża zmieniła moje życie i nauczyła mnie przebaczenia
— Iwona, nie wierzę ci już ani słowa! — Marek krzyczał tak głośno, że echo odbijało się od obdrapanych ścian naszej kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoniach kubek po herbacie. Ręce mi drżały, a w gardle czułam gulę większą niż kiedykolwiek. Nasz syn, Michał, schował się za drzwiami pokoju, zerkając na mnie wielkimi oczami.
— Marek, przysięgam ci… — zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
— Przysięgasz? Po tym wszystkim? — splunął pod nogi. — Wiesz co? Zostań sobie z tym wszystkim. Ja już nie mogę.
Trzasnął drzwiami tak mocno, że zadrżały szyby. Przez chwilę miałam nadzieję, że wróci. Że to tylko kolejna kłótnia, jakich mieliśmy setki przez te dziesięć lat. Ale tym razem było inaczej. Tym razem został po nim tylko zapach tanich papierosów i echo oskarżeń.
Nie spałam tej nocy. Michał wtulił się we mnie pod cienkim kocem, a ja patrzyłam w sufit naszej starej kamienicy na Pradze. Sufit był popękany, tynk odpadał płatami. W głowie miałam tylko jedno pytanie: jak do tego doszło? Przecież jeszcze niedawno śmialiśmy się razem z głupich żartów w telewizji. Jeszcze niedawno planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem.
Rano zadzwoniła mama. — Iwonka, co się dzieje? Marek dzwonił do mnie w nocy…
— Mamo, nie teraz — wyszeptałam. — Proszę.
— Ale on mówił…
— Mamo! — krzyknęłam przez łzy. — Nie teraz.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam się jeszcze bardziej samotna. Nawet własna matka nie wierzyła mi do końca. Wszyscy patrzyli na mnie jak na winowajczynię. „Iwona? Taka spokojna, a jednak…” Szeptali sąsiedzi na klatce schodowej.
Przez pierwsze tygodnie żyłam jak automat. Wstawałam, szykowałam Michała do szkoły, szłam do pracy do sklepu spożywczego na rogu. Tam też wszyscy już wiedzieli. Pani Basia z warzywniaka patrzyła na mnie z litością.
— Trzymaj się, kochana — mówiła cicho, podając mi worek ziemniaków.
Wieczorami płakałam w poduszkę. Czułam się upokorzona i oszukana przez los. Najgorsze były noce, kiedy Michał pytał:
— Mamo, kiedy tata wróci?
Nie umiałam odpowiedzieć. Przytulałam go tylko mocniej.
Pewnego dnia Marek przyszedł po swoje rzeczy. Stał w progu z zimnym wyrazem twarzy.
— Chcę tylko zabrać swoje ubrania i dokumenty — powiedział bez emocji.
— Marek…
— Nie zaczynaj, Iwona. Już wszystko wiem.
— Ale czego jesteś taki pewny? — zapytałam drżącym głosem.
— Sąsiadka widziała cię z tym twoim kolegą spod trójki! — wykrzyczał.
Zatkało mnie. Chodziło o Pawła, który pomógł mi raz wnieść zakupy na czwarte piętro, bo Michał miał gorączkę i nie miałam siły dźwigać sama.
— To nie tak…
— Już mnie to nie obchodzi — rzucił i wyszedł.
Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Przestałam płakać. Zaczęłam walczyć o każdy dzień dla siebie i Michała. Znalazłam dodatkową pracę przy sprzątaniu klatek schodowych. Wieczorami uczyłam się księgowości przez internet — marzyłam o lepszej pracy.
Mama próbowała się do mnie zbliżyć:
— Iwonka, może byś wróciła do nas na wieś? Tam wszyscy ci pomogą…
Ale ja nie chciałam wracać do miejsca, gdzie każdy zna każdego i plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr.
Z czasem zaczęłam dostrzegać małe radości: uśmiech Michała po szkole, zapach świeżo upieczonego chleba, promienie słońca wpadające przez brudne okno kuchni. Zrozumiałam, że życie toczy się dalej nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe.
Po pół roku spotkałam Marka przypadkiem na bazarze. Był zmęczony, poszarzały na twarzy.
— Iwona… — zaczął niepewnie.
— Czego chcesz? — zapytałam chłodno.
— Chciałem przeprosić… Może przesadziłem wtedy…
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach żal i zagubienie. Ale już nie czułam gniewu. Tylko smutek i ulgę jednocześnie.
— Dla Michała możesz być ojcem — powiedziałam cicho. — Ale dla mnie już nie jesteś mężem.
Odszedł bez słowa.
Dziś mija rok od tamtej zimnej nocy. Mieszkamy z Michałem w tej samej kamienicy, ale już nie czuję się tu obco. Mam nową pracę w biurze rachunkowym i kilku przyjaciół, którzy wiedzą o mnie wszystko i nie oceniają.
Czasem myślę o Marku i o tym, jak łatwo można zniszczyć czyjeś życie jednym oskarżeniem bez dowodów. Czy wybaczyłam mu naprawdę? Chyba tak — bo już nie boli.
A może to ja powinnam była walczyć bardziej o nasze małżeństwo? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie — nawet tej wyimaginowanej?
Czy wy też kiedyś musieliście wybaczyć komuś coś niewybaczalnego?