Luksus na Mokotowie, łzy na Pradze: Moja mama nigdy nie zaakceptowała Pawła
— Znowu nie masz porządnych butów? — głos mamy przeszył powietrze jak nóż, gdy tylko przekroczyłam próg jej mieszkania na Mokotowie. Stała w salonie, otoczona zapachem świeżo parzonej kawy i błyskiem kryształowych żyrandoli. — Wiesz, że mogłabyś mieć lepsze życie, gdybyś tylko posłuchała mnie wtedy…
Zacisnęłam dłonie na pasku starej torby. Paweł czekał na klatce schodowej z Kubą, naszym synem. Kuba miał dziś gorszy dzień — jego małe rączki drżały, a oczy szukały mojego spojrzenia. Mama nawet nie spojrzała w jego stronę.
— Mamo, nie przyszłam tu po pieniądze — powiedziałam cicho. — Chciałam tylko, żebyś zobaczyła Kubę. On bardzo za tobą tęskni.
Mama wzruszyła ramionami i odwróciła się do okna. — Dziecko, ja nie mam czasu na takie rzeczy. Wiesz, że wyjeżdżam jutro do Zakopanego? Muszę się spakować. Poza tym… — spojrzała na mnie z góry — Paweł nigdy nie był dla ciebie odpowiedni. Zawsze powtarzałam: „Nie wiąż się z kimś, kto nie ma ambicji”.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przypomniałam sobie te wszystkie lata, kiedy próbowałam jej udowodnić, że miłość jest ważniejsza niż pieniądze. Że szczęście to nie tylko markowe ubrania i weekendy w spa.
Wyszłam z mieszkania bez słowa. Na klatce Paweł spojrzał na mnie pytająco.
— Nie chce nas widzieć — szepnęłam. — Znowu mówiła o twojej pracy.
Paweł spuścił głowę. Pracował jako kierowca autobusu miejskiego. Zarabiał tyle, byśmy mogli opłacić czynsz za nasze dwupokojowe mieszkanie na Pradze i kupić leki dla Kuby. Często wracał późno, zmęczony i zmarznięty, ale zawsze miał dla nas uśmiech.
Wieczorem siedzieliśmy razem przy kuchennym stole. Kuba układał puzzle z obrazkiem dinozaura.
— Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? — zapytał Paweł cicho. — Może twoja mama kiedyś zrozumie…
Pokręciłam głową. — Ona nigdy nie zaakceptuje naszego życia. Dla niej liczy się tylko to, co można pokazać innym.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy swoim rytmem: praca, rehabilitacje Kuby, codzienne zakupy w osiedlowym sklepie. Czasem widziałam mamę na zdjęciach w internecie — uśmiechnięta w nowej sukience, otoczona znajomymi z Rotary Clubu. Nigdy nie zapytała, jak sobie radzimy.
Pewnego dnia Kuba zachorował. Wysoka gorączka, trudności z oddychaniem. Spędziliśmy całą noc na izbie przyjęć w szpitalu na Banacha. Paweł trzymał mnie za rękę, a ja modliłam się w myślach, żeby wszystko było dobrze.
Rano zadzwoniłam do mamy.
— Kuba jest w szpitalu — powiedziałam drżącym głosem. — Może mogłabyś przyjechać?
— Nie mogę teraz — odpowiedziała chłodno. — Mam ważne spotkanie. Poza tym… przecież macie siebie.
Rozłączyłam się i poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Kuba wrócił do domu po kilku dniach. Był słaby, ale uśmiechał się do nas swoim promiennym uśmiechem. Paweł kupił mu nową książeczkę o zwierzętach.
Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie.
— Wiesz… czasem myślę, że może mama ma rację — powiedziałam cicho. — Może powinnam była wybrać inaczej…
Paweł spojrzał mi prosto w oczy.
— Gdybyś wybrała inaczej, nie byłoby Kuby. Nie byłoby nas.
Przytuliłam ich obu mocno. Wiedziałam, że mimo wszystko to jest moje miejsce.
Kilka miesięcy później mama zadzwoniła niespodziewanie.
— Muszę z tobą porozmawiać — powiedziała bez ogródek. — Chcę sprzedać mieszkanie i wyjechać do Hiszpanii. Chciałabym ci coś zostawić…
Pojechałam do niej sama. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy stole z marmuru.
— Wiesz… — zaczęła mama — zawsze chciałam dla ciebie lepszego życia. Nie rozumiem twoich wyborów, ale… może powinnam spróbować zaakceptować Pawła i Kubę.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.
— Mamo, nie chcemy twoich pieniędzy ani mieszkania. Chcemy tylko, żebyś była częścią naszego życia.
Milczała długo, patrząc przez okno na szare warszawskie niebo.
— Może jeszcze się nauczę…
Wyszłam stamtąd lżejsza o ciężar lat żalu i pretensji. Wiedziałam, że przed nami długa droga do pojednania, ale pierwszy krok został zrobiony.
Czasem patrzę na Pawła i Kubę i zastanawiam się: czy naprawdę szczęście mierzy się tym, co mamy w portfelu? Czy może tym, kogo mamy obok siebie? Co wy o tym myślicie?