Mój mąż oskarżył mnie o zdradę i zostawił z naszym dzieckiem. Nigdy nie obejrzał się za siebie – Moja historia o zaufaniu, samotności i walce o prawdę
– To nie jest mój syn. – Paweł patrzył na mnie zimnym wzrokiem, jakby widział obcą kobietę. Stałam w kuchni, trzymając w ramionach naszego nowo narodzonego Antosia, a jego słowa rozcinały ciszę ostrzej niż nóż. – Co ty mówisz? – wyszeptałam, czując jak nogi uginają się pode mną. – Wiesz dobrze. Nie będę robił z siebie idioty. – Jego głos był twardy, nie do poznania.
Nie pamiętam, jak długo stałam w miejscu, zanim usłyszałam trzask drzwi. Paweł wyszedł. Nie zabrał nawet kurtki. Zostawił mnie samą z dzieckiem i oskarżeniem, które brzmiało jak wyrok.
Jeszcze kilka dni wcześniej byliśmy rodziną. Cieszyliśmy się z narodzin syna, planowaliśmy wspólną przyszłość. Paweł był czuły, troskliwy, pomagał mi wstawać w nocy do Antosia. A potem… coś się zmieniło. Zaczął milczeć, unikać mnie wzrokiem, wychodzić na długie spacery bez słowa.
Próbowałam rozmawiać:
– Paweł, co się dzieje? Przecież widzę, że coś cię gryzie.
– Daj mi spokój.
Nie dawało mi to spokoju. Myślałam, że to zmęczenie, może depresja poporodowa u niego – przecież mężczyzn też to dotyka. Ale nie spodziewałam się tego, co usłyszałam tamtego ranka.
Po jego wyjściu zadzwoniłam do mamy. Głos mi drżał:
– Mamo… Paweł… on… on powiedział, że Antoś nie jest jego synem.
– Co ty mówisz?!
– On naprawdę w to wierzy…
Mama przyjechała natychmiast. Próbowała mnie pocieszać, ale sama była roztrzęsiona. Siedziałyśmy przy stole, a Antoś spał w łóżeczku. Czułam się jak w złym śnie.
Następne dni były koszmarem. Paweł nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Jego rodzice przestali się odzywać. Znajomi zaczęli unikać kontaktu – plotki rozchodziły się szybciej niż prawda.
W sklepie pani ekspedientka patrzyła na mnie z litością:
– Trzymaj się, Aniu…
Wiedziałam już wtedy, że wszyscy wiedzą. Że jestem tą „złą”, „puszczalską”, „zdrajczynią”.
Najgorsze były noce. Siedziałam przy łóżeczku Antosia i płakałam po cichu, żeby go nie obudzić. Zadawałam sobie pytania: dlaczego? Skąd Paweł wziął ten pomysł? Przecież nigdy go nie zdradziłam! Byliśmy razem od liceum, przeszliśmy przez tyle trudnych chwil…
Zaczęłam analizować każdą rozmowę, każde spojrzenie, każde słowo z ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy zrobiłam coś nie tak?
Po tygodniu Paweł przysłał mi SMS-a: „Chcę testu na ojcostwo”.
Zgodziłam się natychmiast. Chciałam tylko jednego – żeby wrócił i zobaczył prawdę.
Test zrobiliśmy w klinice w Warszawie. Atmosfera była lodowata. Paweł nawet nie spojrzał na Antosia. Ja trzęsłam się ze stresu.
Czekałam na wyniki jak na wyrok sądu. Mama powtarzała: „Będzie dobrze”. Ale ja już wiedziałam, że nawet jeśli test potwierdzi prawdę – coś między nami pękło na zawsze.
Wynik przyszedł po dwóch tygodniach: „Paweł Nowak jest biologicznym ojcem Antoniego Nowaka”.
Poczułam ulgę i… pustkę. Zadzwoniłam do Pawła:
– Widzisz? Mówiłam ci!
– Nie wiem… Może laboratorium się pomyliło.
Zamarłam. To był moment, w którym zrozumiałam: on już mi nie ufa. Nie chce mi ufać.
Od tamtej pory kontaktował się tylko przez prawnika. Złożył pozew o rozwód z orzeczeniem mojej winy. Musiałam tłumaczyć się przed sądem z rzeczy, których nigdy nie zrobiłam.
Na rozprawie patrzył na mnie z nienawiścią. Jego rodzice siedzieli za nim, patrząc na mnie jak na przestępczynię.
Mój adwokat próbował mnie bronić:
– Proszę sądu, nie ma żadnych dowodów na zdradę mojej klientki.
– Ale przecież wszyscy wiedzą! – krzyczała teściowa.
Sąd orzekł rozwód bez orzekania o winie. Paweł nie chciał widywać Antosia. Nie płaci alimentów regularnie. Zniknął z naszego życia.
Zostałam sama z dzieckiem i opinią „tej złej”. Musiałam wrócić do pracy wcześniej niż planowałam – pensja nauczycielki ledwo starczała na opłaty i pieluchy.
W pracy koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Szkoda Anki… Ale kto wie, co tam się działo?
Czułam się samotna jak nigdy dotąd. Każdy dzień był walką: o siebie, o syna, o godność.
Najtrudniejsze były pytania Antosia:
– Mamo, dlaczego tata nas nie odwiedza?
– Tata jest bardzo zajęty…
Kiedyś zapytał:
– Czy tata mnie kocha?
Zacisnęło mi gardło.
– Bardzo cię kocha – skłamałam.
Minęły trzy lata od tamtego dnia. Antoś rośnie zdrowo i jest moim całym światem. Nauczyłam się żyć bez Pawła, choć blizna została na zawsze.
Czasem spotykam go przypadkiem na ulicy – odwraca wzrok albo przechodzi na drugą stronę jezdni.
Zastanawiam się czasem: ile warte jest zaufanie? Czy można odbudować życie po takim upokorzeniu? Czy kiedykolwiek przestanę czuć ten ból?
Może ktoś z was też przeszedł przez coś podobnego? Jak poradziliście sobie z niesprawiedliwymi oskarżeniami i samotnością?