Całe życie byłam dla męża wsparciem. Po jego sukcesie usłyszałam, że już do siebie nie pasujemy

– Naprawdę tak uważasz, Tomek? – zapytałam, patrząc na niego przez łzy, które paliły mnie pod powiekami. Stał w progu naszego salonu, z walizką w ręku, jakby już nie należał do tego domu. Jego głos był chłodny, obcy. – Tak, Aniu. Myślę, że już do siebie nie pasujemy. Każde z nas powinno pójść swoją drogą.

To był czerwcowy wieczór, powietrze pachniało lipą i kurzem, a ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez dwadzieścia pięć lat byłam dla Tomka wszystkim: żoną, przyjaciółką, powierniczką, księgową, sekretarką i psychologiem. Kiedy otwierał swoją firmę, siedziałam z nim po nocach nad papierami, liczyłam faktury, parzyłam kawę i słuchałam jego obaw. Byłam przy nim, gdy pierwszy klient nie zapłacił na czas i gdy bank odmówił kredytu. To ja podsuwałam mu pomysły na nowe projekty i pocieszałam, gdy coś szło nie tak.

Nigdy nie narzekałam. Nawet wtedy, gdy musiałam zrezygnować z własnej pracy w bibliotece, bo Tomek potrzebował mnie w firmie. Mówił: „Ania, kto jak nie ty? Przecież nikt mnie tak nie rozumie”. Uwierzyłam mu. Myślałam, że tak właśnie wygląda miłość – poświęcenie i wsparcie. Moje marzenia o podróżach, o pisaniu książek czy nawet o zwykłym kursie tańca odkładałam na później. Zawsze było coś ważniejszego: nowy kontrakt, remont biura, wyjazd służbowy Tomka.

Nasza córka Zosia dorastała w cieniu tych wszystkich spraw. Często pytała: „Mamo, dlaczego tata nigdy nie ma czasu?”. Tłumaczyłam jej cierpliwie: „Bo ciężko pracuje dla nas wszystkich”. Sama w to wierzyłam. Wierzyłam aż do tego wieczoru.

Ostatnie miesiące były inne. Tomek coraz częściej wracał późno do domu, coraz częściej wyjeżdżał na konferencje i spotkania biznesowe. Zaczął kupować drogie garnitury i perfumy, których zapach drażnił mnie swoją obcością. Przestał pytać mnie o zdanie w sprawach firmy. Zosia zauważyła to pierwsza: „Mamo, tata się zmienił”.

Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości od Magdy – młodej prawniczki z jego biura. Były pełne żartów i dwuznacznych aluzji. Zrobiło mi się niedobrze. Zapytałam go o to wieczorem.

– Tomek, kim dla ciebie jest Magda?
– Aniu, nie przesadzaj. To tylko koleżanka z pracy.
– Ale dlaczego piszecie do siebie takie rzeczy?
– Bo ona mnie rozumie…

To zdanie uderzyło mnie jak policzek. Przez dwadzieścia pięć lat byłam tą, która rozumiała go najlepiej na świecie. A teraz jakaś Magda miała być bliżej niego niż ja?

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Tomek coraz częściej unikał rozmów ze mną, zamykał się w swoim gabinecie albo wychodził z domu bez słowa. Ja próbowałam ratować nasze małżeństwo – proponowałam wspólny wyjazd nad morze, rozmowę u terapeuty, cokolwiek. On tylko wzruszał ramionami.

Aż do tego wieczoru.

– Aniu – powiedział wtedy – nie chcę cię ranić, ale… ja już nie czuję tego co kiedyś. Zasługujesz na kogoś lepszego.

Zasługuję? Przez ćwierć wieku byłam dla niego wszystkim – a teraz zasługuję na kogoś lepszego? To była kpina z mojego życia.

Zosia wybiegła z pokoju płacząc. Ja zostałam sama z ciszą i pustką.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień po naszym mieszkaniu. Próbowałam znaleźć sens w tym wszystkim – może rzeczywiście za bardzo się poświęciłam? Może powinnam była walczyć o siebie? Ale przecież Tomek zawsze mówił, że jestem jego opoką…

Mama zadzwoniła po tygodniu:
– Aniu, musisz się pozbierać dla Zosi.
– Mamo, ja nie wiem jak…
– Zacznij od siebie. Pomyśl o tym, czego ty chcesz.

Nie pamiętałam już czego chcę. Moje życie przez tyle lat było życiem Tomka.

Zosia wróciła do domu po kilku dniach u przyjaciółki.
– Mamo… nie płacz już. Tata jest dorosły i sam wybrał.
– Ale ja nie wiem co teraz robić…
– Może czas pomyśleć o sobie? Zawsze mówiłaś mi, żebym była odważna.

Te słowa utkwiły mi w głowie.

Zaczęłam powoli wracać do siebie. Zapisałam się na kurs pisania – pierwszy raz od lat zrobiłam coś tylko dla siebie. Spotkałam się z dawną koleżanką z biblioteki – zaproponowała mi pracę na pół etatu. Zosia pomagała mi urządzić pokój na nowo – wyrzuciłyśmy stare zasłony i kupiłyśmy kolorowe poduszki.

Tomek dzwonił czasem – chciał się spotkać „dla formalności”. Był uprzejmy, chłodny, jakbyśmy nigdy nie byli rodziną.

Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy można kochać za bardzo? Czy warto rezygnować z siebie dla drugiej osoby?

Może właśnie dlatego teraz uczę się żyć od nowa – dla siebie i dla Zosi. Może jeszcze kiedyś uwierzę, że zasługuję na szczęście.

Czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce? Czy ktoś z was też musiał nauczyć się żyć bez kogoś, kto był całym światem?