Córka i zięć rozmawiali o spadku – o naszym domu. Córka powiedziała, że planuje go sprzedać: Chyba powinnam przepisać ten dom synowi
– Mamo, musimy porozmawiać – usłyszałam głos mojej córki, Magdy, zanim jeszcze weszłam do kuchni. Stała tam z mężem, Pawłem, a ich twarze były napięte. Przez chwilę miałam ochotę się wycofać, udawać, że nie słyszę, ale coś mnie zatrzymało. Może to była intuicja, może zwykły niepokój, który od kilku tygodni nie dawał mi spokoju.
– O czym chcecie rozmawiać? – zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie.
Magda spojrzała na Pawła, jakby szukała w nim wsparcia. On tylko wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. – Chodzi o dom, mamo. O wasz dom…
Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nasz dom… Ten dom był spełnieniem naszych marzeń z Władkiem. Przez całe życie pracowaliśmy w pocie czoła – ja jako pielęgniarka na oddziale chirurgicznym w szpitalu wojewódzkim, on jako kierowca autobusu miejskiego. Odkładaliśmy każdy grosz, by kiedyś uciec z blokowiska na obrzeżach Warszawy i zamieszkać na wsi. Gdy dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda, kupiliśmy ten stary dom pod Łowiczem. Remontowaliśmy go własnymi rękami przez dwa lata. Każda deska, każda cegła miała swoją historię.
– Co z domem? – zapytałam ostrożnie.
– Mamo… – Magda westchnęła ciężko. – Z Pawłem mamy teraz trudną sytuację. Kredyt na mieszkanie, dzieci rosną… Zastanawialiśmy się, czy nie lepiej byłoby sprzedać ten dom po waszej śmierci. Podzielilibyśmy się z Krzyśkiem pieniędzmi…
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Oni już dzielą mój dom? Jeszcze żyję! Jeszcze oddycham! Spojrzałam na Pawła – unikał mojego wzroku.
– To nie jest wasz dom – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Jeszcze żyję i nie zamierzam nigdzie się wybierać.
Magda zacisnęła usta. – Wiem, mamo, ale musimy myśleć o przyszłości. Ty i tata nie jesteście już młodzi…
Nie mogłam tego słuchać. Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. Władek siedział na tarasie i czytał gazetę.
– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
Usiadłam obok niego i przez chwilę milczałam. W końcu opowiedziałam mu wszystko.
– Widzisz? – mruknął gorzko. – Dzieci tylko czekają, aż umrzemy. Nawet nie pytają, czy czegoś nam potrzeba.
Nie chciałam wierzyć w jego słowa, ale coś we mnie pękło. Przez następne dni chodziłam jak struta. Magda dzwoniła kilka razy, ale nie odbierałam. Krzysiek – mój syn – mieszkał z rodziną w Poznaniu. Rzadko się widywaliśmy, ale zawsze był dla mnie serdeczny i troskliwy.
Pewnego wieczoru zadzwonił sam.
– Mamo, wszystko w porządku? Magda mówiła, że jesteś jakaś przygaszona.
Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu opowiedziałam mu o rozmowie z Magdą i Pawłem.
– Mamo… – usłyszałam w jego głosie szczere wzruszenie. – Przecież to wasz dom! Nigdy bym nie chciał go sprzedawać. To miejsce naszego dzieciństwa…
Łzy napłynęły mi do oczu. Krzysiek zawsze był inny niż Magda – bardziej uczuciowy, mniej nastawiony na pieniądze.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Władek przewracał się z boku na bok.
– Może powinniśmy przepisać dom Krzyśkowi? – powiedział nagle.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– A Magda?
Wzruszył ramionami.
– Ona już podjęła decyzję za nas. Dla niej liczą się tylko pieniądze.
Nie chciałam wierzyć w to, co mówił mąż, ale fakty mówiły same za siebie. Przez kolejne tygodnie obserwowałam Magdę uważniej. Przyjeżdżała coraz rzadziej, a kiedy już była, ciągle narzekała: na brak pieniędzy, na dzieci, na Pawła…
Pewnego dnia przyszła sama.
– Mamo… przepraszam za tamtą rozmowę. Może powiedziałam za dużo…
Patrzyłam na nią długo.
– Magda, czy ty naprawdę chcesz sprzedać nasz dom?
Zawahała się.
– Nie wiem… Po prostu boję się o przyszłość dzieci. Wszystko jest takie drogie…
Westchnęłam ciężko.
– A co z naszymi wspomnieniami? Z tym wszystkim, co tu przeżyliśmy?
Magda spuściła głowę.
– Nie wiem… Może masz rację…
Po jej wyjściu długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na ogród. Przypomniały mi się wszystkie chwile: pierwsze święta na wsi, wspólne ogniska z sąsiadami, zapach świeżo skoszonej trawy latem…
Następnego dnia zadzwonił Krzysiek.
– Mamo, przyjadę w weekend z rodziną. Chcemy spędzić z wami trochę czasu.
Przyjechali całą czwórką: Krzysiek z żoną Anią i dwójką dzieci. Dom ożył śmiechem wnuków, zapachem pieczonego ciasta i rozmowami do późna w nocy.
Wieczorem usiedliśmy z Krzyśkiem na tarasie.
– Mamo… Jeśli kiedyś zdecydujesz się przepisać dom, obiecuję ci jedno: nigdy go nie sprzedam. To miejsce jest częścią naszej rodziny.
Patrzyłam na niego i czułam wdzięczność pomieszaną ze smutkiem. Dlaczego dzieci tak bardzo się różnią? Dlaczego jedno myśli tylko o pieniądzach, a drugie o rodzinie?
Przez kolejne dni rozmawiałam z Władkiem o przyszłości domu. Wiedziałam już, że muszę podjąć decyzję – dla własnego spokoju sumienia.
Kilka tygodni później spotkaliśmy się wszyscy razem: ja, Władek, Magda i Krzysiek z rodzinami. Powiedziałam im o naszej decyzji: dom przepisujemy Krzyśkowi z zastrzeżeniem dożywocia dla mnie i Władka.
Magda wybuchła płaczem.
– To niesprawiedliwe! Zawsze byłam blisko was! Krzysiek mieszka daleko!
Spojrzałam jej prosto w oczy.
– Byłaś blisko ciałem, ale nie sercem…
W domu zapadła cisza. Krzysiek objął mnie ramieniem.
Nie wiem, czy postąpiłam słusznie. Może skrzywdziłam Magdę? Może powinnam była podzielić dom po równo? Ale czy można dzielić serce na pół?
Czasem patrzę przez okno na ogród i pytam siebie: czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy może coś więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?